Strażacy domagają się wyższych płac. Chcą zarabiać przynajmniej tyle co policjanci.

FLORIAN NA DIECIE



PięcioIetni Bartek już nie chce być strażakiem, jak jego ojciec, mł. aspirant Tomasz Stempel. MyśIi o karierze wojskowej. W armii więcej zarabiają.

  Jego tata przynosi do domu co miesiąc tysiąc zł, a nie pracująca mama zastanawia się, jak z tego wyżyć.
- Gdyby nie pomoc rodziców, nie dalibyśmy sobie rady. Bartek będzie miał lepiej. Żołnierskie pensje są większe - mówi ze śmiechem mł. aspirant Stempel, od trzech lat st. ratownik Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Zamościu.
Strażacy - ratownicy wykonują najczarnicjszą robotę spośród wszystkich służb mundurowych. W dymie, smrodzie i upale pracują 216 - 240 godzin miesięcznie. W ub. roku zamojscy strażacy gasili 551 pożarów i przeprowadzili ponad 600 akcji ratunkowych Zarabiają 200-300 zł mniej od policjantów i jeszcze mniej od żołnierzy zawodowych.

Znajdźcie choć jeden palec
  St. ogniomistrz Józef Bzówka prucuje w zamojskiej straży pożarnej ponad 30 lat. Kiedyś był ratownikiem. Teraz jest st. operatorem sprzętu specjalnego. Naprawia samochody i strażackie urządzenia, odpowiada za diagnostykę. Jest też przewodniczącym zarządu zamojskiego Zwiazku Zawodowego Strażaków "Florian" i wiceprzewodniczącym lubelskiego zarządu wojewódzkiego tego związku.
Ile zarabia strażak?

  W naszym regionie służy 271 zawodowych strażaków. W systemie zmianowym pracuje 203 ratowników jednostek ratowniczo-gaśniczych w Biłgoraju, Hrubieszowie, Tomaszowie Lub., Zamościu i Szczebrzeszynie. Zgodnie z przepisami, 1 strażak powinien przypadać na tysiąc mieszkańców. Gdyby trzymać się tej normy, tylko w naszym regionie trzeba byłoby znaleźć pieniądze na ok. 190 etatów.
Początkujący strażak Państwowej Straży Pożarnej zarabia miesięcznie ok. 1290 zł (brutto). Aspirant lub oficer z ok. 20-letnim stażem zarabia ok. 1890 zł (brutto), a aspirant sztabowy na stanowisku dowódcy zmiany ok. 2 tys.zł. (brutto). Naczelnik wydziału w komendzie miejskiej PSP w stopniu st. kapitana dostaje brutto ok. 2400 zł. Pensja komendanta powiatowego PSP z dodatkami wynosi ok. 4 tys. zł (brutto).
  Strażak otrzymuje bezpłatnie ubiór służbowy. Ekwiwalent na umundurowanie wynosi 1200 zł rocznie. Każdy element stroju ma inny termin użytkowania. Jeśli strażak na nim zaoszczędzi (np. chodzi w mundurze dłużej niż 6 lat), może otrzymać za to pieniądze.
- Gdy przychodzłem do straży w 1971 r., Zamość miał 45 tys. mieszkańców, a na "podziale bojowym" było 17 osób. Teraz, gdy liczba mieszkańców miasta wzrosła do 70 tys., a w gminie Zamość jest jeszcze ok. 20 tys. ludzi, dyżury pełni tylko 20 ratowników - opowiada st. ogniomistrz Bzówka.
W czasie akcji gaśniczych czy ratowniczych strażacy narażeni są na ciągłe stresy. To oni wyciągają ciała z rozbitych samochodów, wynoszą zwęglone zwłoki, wyciągają topielców z wody. Każda taka akcja odbija się na ich zdrowiu psychicznym. Mimo to, jak podkreślają, nie mają stałej opieki psychologiczncj.
- Widok zabitych ludzi to dla mnie nie nowina. Przywykłem do tego już dawno. Zdarza się jednak, że i najtwardszemu puszczają nerwy. Kiedyś wezwano mnie na miejsce wypadku samochodu pożarniczcgo OSP, który rozbił się na drzewie w Wysokiem k. Bychawy. Trzech strażaków - ochotników wypadło przcz przedniś szybę, a czwarty, uwięziony w aucie, spłonął. Miał 26 lat. Przy pomocy dwóch kolegów z Biłgoraja, odciąłem dach i wyjąłem zwęglone szczątki strażaka. Wówczas podszedł do nas jego ojciec i powiedział: "Panowie, wejdźcie tam jeszcze raz. Poszukajcie, możc w środku pozostał choć jeden jego palec". Wtedy chyba po raz pierwszy w życiu rozpłakałem się - wspomina Józef Bzówka.

Ognisty podmuch
  Strażak - ratownik nosi kombinezon o wadze ponad 20 kg. Same buty z metalową wkładką, wtopioną w podeszwę, ważą 5 kg. Do tego dochodzi hełm z przyłbicą i peleryną, aparat powietrzny, kominiarki i rękawice żaroodporne, toporek, linka ratownicza, radiotelefon przenośny, latarka i tzw. sygnalizator bezruchu, wysyłający sygnały dźwiękowe w przypadku utraty przytomności przez strażaka. Włącza się automatycznie, po upływie pół minuty.
Ale nawet takie zabezpieczenia nie uchronią strażaka w przypadku ognistego podmuchu. - Parę lat temu paliła się sauna w Kalinowicach. Gdy otwarto drzwi, nastąpił wybuch. Podmuch odrzucił strażaków kilka metrów, na przeciwległą ścianę. Ich rękawice i ubrania spaliły się w ciągu sekundy. Byli mocno poparzeni. Jeden z nich, 36-letni ratownik, doznał takiego szoku, że nawet po długotrwałym leczeniu i pomocy psychologów, nie wrócił do pracy. Jest na emeryturze - wspomina st.aspirant Waldemar Kiciak, dowódca zmiany JRG KMPSP w Zamościu.
Podobnie groźne mogą być wybuchy butli gazowych. W czasie pożaru domu w Brodach k.Szczebrzeszyna ekslodująca butla wyrzuciła dwóch strażaków na podwórze. Przelecieli kilka metrów. Na szczęście, nie odnieśli poważnych obrażeń. W Udryczach wyrwany z butlii zawór przebił dach. Nad domem pojawił się ognisty grzyb, jak przy wybuchu jądrowym. Całe szczęście, że strażacy znajdowali się na zewnątrz domu i zdążyli na czas upaść na ziemię. Kiedy rozerwała się butla na osiedlu Karolówka w Zamościu, piecyk do ogrzewania, w którym była, poszybował kilkanaście metrów nad ulicą oraz nad sąsiednim, piętrowym domem i spadł na podwórko. Podstawa piecyka przeleciała koło nóg strażaków i wbiła się w płot. Gdyby trafiła w nogę, chirurg nie miałby co składać.

Złotówka za trupa
  Jednym z najbardziej niewdzięcznych zajęć ratowników jest wyciąganie topielców lub wynoszenie zwłok, znajdujących się w rozkładzie. Za taką pracę otrzymują specjalne dodatki do pensji. Praca w trudnych warunkach oceniana jest w zależności od tzw. stopnia szkodliwości. Np. za godzinę pracy w zadymionym pomieszczeniu otrzymują po 12 groszy. Za największy stopień szkodliwości uważa się pracę z ofiarami śmiertelnymi.
- Kiedyś wynosiliśmy zwłoki mężczyzny z mieszkania w Ruszowie, po tygodniu od jego śmierci. Było to w lipcu lub sierpniu, w straszliwym upale. Ciało już toczyły robaki. Zeszło nam z półtorej godziny. Musieliśmy go pozbierać, oczyścić pokój i przewietrzyć całe mieszkanie. Zarobiliśmy dodatkowo po złotówce - opowiada st. ogniomistrz Bzówka.
Najbardziej irytuje strażaków buchalteria, związana z tymi dodatkami. Każdy z nich ma założoną indywidualną ewidencję dodatków szkodliwych. Co miesiąc wypełnia się sterty kwitów, na podstawie których księgowość nalicza każdemu ratownikowi po kilka złotych. Zdaniem związkowców, koszt takiej operacji przewyższa znacznie wypłacane strażakom kwoty. Kiedy zamojscy ratownicy chcieli zrezygnować z tych śmiesznych dodatków, okazało się, że jest to niemożliwe.
Strażacy nigdy nie wystawiają rachunków za ratowanie ludzi i nie czekają na p0odziękowania uratowanych. Zamojski ratownik z ponad 20-letnim stażem służby uratował wielu ludzi. Kiedyś wyciągnął z pożaru nagą, czarną od dymu kohbietę. Innym razem ściągnął z dachu 20-letniego chłopaka, który wypadł z okna trzeciego piętra na dach 1-piętrowej przybudówki. Tylko raz podziękował mu za ugaszenie pożaru wiejski nauczyciel.

Krowa pod pałacem
  Zdarzają się niecodzienne, nawet humorystyczne sytuacje. Zamojscy strażacy uratowali kiedyś krowę, która, po ulewie, wpadła do kilkumetrowego zapadliska przy ścianie starego pałącyku w Żółkiewce.
- Krowa wpadła w nieszę, znajdującą się pod kamiennym fundamentem. Nie mogliśmy podjechać samochodem, bo miejscowi ostrzegali nas przed zapadającymi się lochami. Wybraliśmy więc ziemię i zrobiliśmy prawie 6-metrową pochylnię. Jeden z kolegów opuścił się do zapadliska, owinął krowę wężami gaśniczymi i wyciągneliśmy ją. Akcja trwała kilka godzin - wspomina st. aspirant Kiciński.
Dwa lata temu, w noc sylwestrową, strażacy ratowali psa, który wystraszony wybuchami fajerwerków, wpadł do 30-metrowej studni k.dworca PKS w Zamościu. Był tak zestresowany, że nie wydawał żadnego głosu. Dopiero gdy znalazł się w domu właściciela, zaczął warczeć na swoich wybawców. Jedna z najzabawniejszych historii zdarzyła się w Zamościu przy ul. Obrożnej. Ktoś zawiadomił straż, że pali się mieszkanie na drugim piętrze bloku. Z otwartego balkonu buchał gęsty dym. Strażacy chcieli wejść do mieszkania, ale nikt nie chciał otworzyć drzwi. Opuścili się więć na dymiący balkon z trzeciego piętra. Zaskoczona właścicielka mieszkania zaniemówiła ze strachu. Okazało się, że pędziła bimber.

Jak policjanci
  Strażacy ze związku zawodowego "Florian" w Zamościu protestują od 23 grudnia ub.r. W ogólnopolskiej akcji, która trwa już od kilku tygodni, uczestniczą związkowcy strażackiej "Solidarności" i "Floriana" ze wszystkich województw. Żądają zrównoważenia pensji z zarobkami policji.
- Nie twierdzimy, że policjanci zarabiają za dużo. Uważamy natomiast, że naszej pracy nie da się porównać. My nie tylko gasimy pożary. Zajmujemy się przede wszystkim ratownictwem drogowym, technicznym, chemicznym, ekologicznym, medycznym oraz bioteroryzmem. Tu nie chodzi o podwyżki dla wszystkich pracowników straży. Mówimy o godnym uposażeniu strażaków-ratowników - wyjaśnia st. ogniomistrz Bzówka. Protest polega na wywieszeniu napisów o prowadzonej akcji oraz oflagowaniu budynków i samochodów strażackich.
- Protestujemy, ale wyjeżdżamy do wszystkich pożarów, katastrof, wypaków i zdarzeń, w których zagrożone jest ludzkie życie. Unikamy tylko błahych interwencji, np. wtedy, gdy ktoś prosi nas o zdjęcie kota z dachu - mówią strażacy. Związki zawodowe strażaków chcą średnio o 200-300 złotych. Nie satysfakcjonuje ich propozycja 4 proc. podwyżki, zgłoszona przez ich zwierzchników. Twierdzą, że po odliczeniu świadczeń, wynikających z wysługi i awansów służbowych, realna podwyżka wyniesie średnio 38 zł. Powołując się na porozumienie, zawarte z rządem 19 grudnia 1997 r., które zakładało wyrównanie uposażeń strażackich z pensjami policjantów (chodziło też o oddłużenie komend i ograniczenie biurokracji), związkowcy żądają spełnienia obietnic i zapewniają, że protest będzie prowadzony w taki sposób, aby społeczeństwo go nie odczuło.

"Tygodnik Zamojski" (Krzysztof Szubara) 08-01-2003