Giżycko. Sprawdź, zanim zadzwonisz.

ZABAWA W RATOWNICTWO



Strażacy kilka razy w tygodniu uwalniają przymarznięte do lodu łabędzie. Zdarzyło się, że przejechali kilkadziesiąt kilometrów, by zobazcyć... jak ptak wstaje i odchodzi.

Coroczny problem powrócił wraz z nastaniem pierwszych mrozów. Telefony w tej sprawie rozdzwoniły się także w naszej redakcji. - Zróbcie co, bo te ptaki zginą - apeluje Andrzej Karwoweski z Giżycka. - Tyle się o tym mówi, ale jakoś nik nie potrafi podjąć żadnych konkretnych działań. Wyjści są dwa. Albo wyłapać i gdzieś przechować te łabędzie, albo je zabić, dla ich dobra. Niech się już nie męczą.

Najpierw spłoszyć
Zdaniem strażaków ludzie zbyt emocjonalnie reagują na widok ptaków siedzących na lodzie. - To dobrze, że w ogóle zwracają uwagę na takie sprawy, ale nieruchomy łabędź wcale nie musi być przymarznięty - tłumaczy mł.bryg Krzysztof Kroszkiewicz, zastępca komendanta powiatowego straży pożarnej w Giżycku. - Aby sprawdzić, czy nie może się ruszyć, należy go spłoszyć, np. rzucając śnieżkami lub podchodząc bliżej. Oczywiście, zachowując ostrożność na lodzie. Bywa, że ratownicy są wzywani do przypadków, które tak naprawdę nie wymagają ich interwencji. Często okazuje się, iż rzekomo przymarznięty ptak po prostu odpoczywa. Na widok strażaka, idącego w jego stronę, wstaje i odchodzi. Giżyckim pożarnikom kilkakrotnie zdarzyło się także wykuwać z lodu łabędzia, rozdziobanego już przez inne ptaki.

Mogą nie zdążyć
Na interwencje związane z łabędziami strażacy z JRG w Giżycku wyjeżdżają zwykle wozem ratownictwa wodnego. Może się zdarzyć, że w tym samym czasie pojazd będzie potrzebny w sytuacji, gdzie zagrożone jest życie ludzkie. - Jeśli miejsca zdarzeń będzie dzielić zbyt wiele kilometrów, możemy nie zdążyć na czas - mówi Kroszkiewicz. - Warto o tym pamiętać, wykręcając numer 998 na widok siedzącego na lodzie łabędzia.

"Gazeta Giżycka" (Bogusław Zawadzki) 17-12-2002